Wydaje się, że dla pszczelarza zima to czas odpoczynku, jednak nie do końca jest to prawdą. Faktycznie nie ma tyle pracy co w sezonie, jednak aby wiosną sprawnie z wszystkim zdążyć na czas to w zimie też musimy pracować. Czyścimy ramki, które nadają się na kolejny sezon, zbijamy nowe, wplatamy w nie drut podtrzymujący plastry, wtapiamy węzę itp.
Czasami jednak wypadają zajęcia, których wcale nie planowaliśmy. Nas zaskoczył dzięcioł. Tak tak dzięcioł. Przylatywał do nas często i nawet cieszyliśmy się z jego obecności bo miło popatrzeć jak odstukuje drzewa, jednak pewnego dnia przestało się to nam podobać. Dzięcioł prawdopodobnie przypadkiem usiadł na ulu i usłyszał szum pszczół (pszczoły nie śpią w zimę) i był to dla niego sygnał, że w środku jest dużo jedzenia. W ciągu kilku kolejnych dni przylatywał na pasiekę i regularnie niszczył ule robiąc w nich dziury. Jako, że nie zawsze dobrze zaplanował „odwiert” to niektóre ule mają po kilka dodatkowych ponadplanowych otworów wentylacyjnych. Dobrze, że w miarę szybko zauważyliśmy problem, bo mogłoby się skończyć naprawdę źle. Właśnie dlatego tak ważne jest kontrolowanie pasieki nawet zimą. Stosowaliśmy różne, czasami nawet bardzo wyrafinowane sposoby zniechęcenia dzięcioła do stołowania się w naszej pasiece, ale wszystkie zawiodły. Jedynym skutecznym sposobem był zakup siatki i szczelne zabezpieczenie nią uli. Kila godzin pracy, zmarznięte ręce i nos, ale warto było. Dzięcioł nadal przylatuje, ale tylko pokrzyczy ze złości i odlatuje zawiedziony nieoczekiwanym zamknięciem stołówki. Sikorki, o których wcześniej pisałem też nie są zachwycone bo lubiły czasem na deser zjeść pszczółkę, która ciekawa hałasu wychodziła na wylotek.
A co by było gdybyśmy w porę nie zauważyli problemu?